Dzieje Apostolskie
rozmowy o piekle budzą zazwyczaj wiele emocji. Z jednej strony uciekamy w infantylne skojarzenia diabełków z różkami i kotłów, w których gotują się potępione dusze. Z drugiej strony nurtuje nas całkiem realne pytanie, czy to możliwe, żeby Bóg, który jest dobry i miłosierny, skazywał kogoś na wieczną i nieodwoływalną karę.
Nasi autorzy zwracają uwagę na to, że istnienie piekła, jakkolwiek brzmiałoby to przerażająco, jest konsekwencją wolnej woli, którą otrzymaliśmy od Stwórcy. A skoro tak, to mamy możliwość wyboru – na przykład świadomego i dobrowolnego odrzucenia Boga. Z tej perspektywy mniejsze znaczenie ma to, czy piekło jest zimne, czy gorące, czy znajduje się na górze, czy na dole naszego świata. Ważniejsze, że jest stanem braku miłości i niewyobrażalną samotnością. By tego doświadczyć, wcale nie trzeba czekać na czasy ostateczne. Piekło potrafimy sobie zgotować już tu, na ziemi.
W niedawno wydanej rozmowie z księdzem Zbigniewem Czendlikiem, proboszczem z czeskiego Lanškronu, przeczytałem historyjkę o tym, czym się różni piekło od nieba: „Podobno w piekle gotują doskonałą zupę, ale łyżki są tak długie, że nikomu nie udaje się dosięgnąć do ust. W niebie gotują tak samo dobrze i mają tak samo długie łyżki, tyle że ludzie w niebie wpadli na to, by się nawzajem karmić”. Cienka jest granica między piekłem i niebem, ale dla prawdziwości obrazu dodajmy, że i z nieba blisko jest do piekła.
Zachęcam do lektury wrześniowego numeru miesięcznika, która, mam nadzieję, zaowocuje refleksją na temat tego, co zrobić, by dobrowolnie nie skazać się na nieodwołalne cierpienie.
Oceń