Ludzie dzielą się na tych, którzy już wiedzą, że pragną Boga, i na tych, którzy jeszcze o tym nie wiedzą. Nawet jeśli tych drugich jest więcej, nie zmienia to kierunku działania: trzeba rozbudzić w nich mistyków!
„Mistyka”, „mistyk” nie są słowami z naszego powszedniego, codziennego słownika. Nawet w Kościele. Niestety! Częściej słyszymy o „mistyce Wschodu” niż o „mistyce chrześcijańskiej”. Już samo to jest wielkim wezwaniem do nawrócenia, bo to tak, jakbyśmy ukrywali najcenniejsze skarby. Wiele osób spoza Kościoła, a także te z kręgu zwykłego niedzielnego katolicyzmu, postrzega Kościół jako instytucję społecznej użyteczności. I rzeczywiście pokazujemy siebie jako bardzo użytecznych! Wydaje się nam, że w ten sposób zachęcimy ludzi, bo przecież Kościół robi tak wiele dobrego. Niewątpliwie robi. I to jest bardzo ważne. Przecież nie będziemy mówić o dobrym Bogu głodnym ludziom, nie dając im jeść.
Jednak przekonanie, że mówienie o „nieproduktywnej” mistyce nie przyciągnie ludzi, jest znakiem bardzo horyzontalnego myślenia. W ten sposób Kościół przestaje się kojarzyć jako miejsce, w którym człowiek może zaspokoić swój duchowy głód. Co więcej, skazujemy się na to, że jesteśmy oceniani jako jedna z wielu instytucji społecznych. To oznacza, że w rankingu społecznego zaufania konkurujemy z policją, strażą pożarną, służbą zdrowia, politykami itd. A przecież wiadomo: ze strażakami nie wygramy. Nie ma szans!
To prawda, mówienie w Kościele o mistyce, na przykład podczas niedzielnego kazania, może się wydawać misją niemożliwą. Kontemplacja, doświadczenie mistyczne, dary nadprzyrodzone, zjednoczenie z Bogiem to pojęcia całkiem obce przeciętnemu Kowalskiemu. Jest to jednak raczej kwestia sposobu mówienia, terminologii, a nie samego tematu. Każdy człowiek nosi w sobie głęboki głód Boga i jest stworzony do zjednoczenia z Nim w miłości, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Wystarczy w nim ten głód rozbudzić, uświadomić mu. A potem pokazać, że właśnie tu, w Kościele katolickim może znaleźć jego zaspokojenie.
Pozwolę sobie w tym kontekście na osobisty wątek. Od lat prowadzę rekolekcje w różnych wspólnotach i grupach religijnych. I z czasem narasta we mnie nieodparte wrażenie, że ludzi, którym nie wystarcza zwyczajowa pobożność, jest bardzo dużo. Chcę to podkreślić: Bardzo dużo! Zdaję sobie sprawę, że w kontekście zjawisk laicyzacji, apostazji, neopogaństwa itd. ta ocena jest nieobiektywna i nieuzasadniona statystycznie. Ale w duchowej perspektywie zmienia wizję z pesymistycznej (kryzys Kościoła, zmierzch chrześcijaństwa) na entuzjastycznie optymistyczną. Wiemy bowiem, że w początkach Kościoła garstka ludzi, którzy spotkali żywego Jezusa, podpaliła świat. Co zatem mogą
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń