Często, ale godnie
Oferta specjalna -25%

Legendy dominikańskie

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 39,00 PLN
Wyczyść

Kościół od wieków przekazuje wiernym Chrystusa dwa, pozornie przeciwstawne wezwania: Z jednej strony wciąż na nowo przypomina się nam, że słowa Chrystusa: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje”, są nie tylko formułą konsekracyjną, ale stanowią wezwanie skierowane do każdego z nas, żebyśmy komunii świętej nie unikali. Z drugiej strony staramy się w Kościele pamiętać o przestrodze apostoła Pawła, że „Kto spożywa ten chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej” (1 Kor 11,27).

Przestroga powinna oczyszczać wezwanie, a z kolei ono – wyznaczać granice przestrodze. Niestety, najczęściej słyszymy tylko jedno z tych dwóch słów, o drugim zaś niemal zapominamy. W ciągu wieków, zarówno w Kościele wschodnim, jak i zachodnim, słyszano przede wszystkim przestrogę, ażeby zbyt łatwym przyjmowaniem komunii nie znieważyć jej. Lęk przed niegodnym przyjęciem Sakramentu doprowadził do tego, że niemal w całym chrześcijaństwie zaniechano częstego przystępowania do komunii. Jakby zapomniano o tym, że autentycznie religijny lęk nie paraliżuje, ale raczej pobudza do pozytywnego działania.

Podjęta przed stu laty przez św. Piusa X reforma eucharystyczna przywróciła w Kościele katolickim częstą komunię świętą. Dobre owoce tej reformy wydają się bezdyskusyjne. Ale niestety w ślad za tym, co dobre, zazwyczaj idzie jakiś cień. Obecnie bardzo wielu z nas do komunii przystępuje często. Nieraz się zdarza, że towarzyszy temu rutyna, a czasami nawet grzech ciężki. Nasze otwarcie na dar Eucharystii potrzebuje uzdrowienia – w taki jednak sposób, żeby zwyczaj częstej komunii ocalić, oczyszczając go jedynie z pożałowania godnych nadużyć.

Parę słów na temat częstej komunii świętej

O wartości częstej komunii świętej mówiono w Kościele zawsze. Przywołam tu choćby wielkiego nauczyciela Kościoła greckiego św. Bazylego, który pisał w 372 roku: „Przystępowanie nawet codzienne do komunii i przyjmowanie świętego Ciała i świętej Krwi Chrystusa jest rzeczą piękną i zbawienną, sam Chrystus mówi bowiem wyraźnie: Kto pożywa ciało moje i pije moją krew, ma życie wieczne” (List, 93).

Do częstej komunii zachęcali również wielcy nauczyciele Kościoła łacińskiego. Na początku V wieku św. Augustyn z aprobatą przywoływał opinię, że „Nie wolno rezygnować z codziennego przyjmowania Ciała Pańskiego, tzn. skutecznego lekarstwa dla duszy, z wyjątkiem pozostawania w grzechu ciężkim, który wyłącza ze wspólnoty eucharystycznej” (List, 54,3).

Mimo to jednak przeciętni wierni wcale się do komunii nie garnęli, dlatego w 1215 roku sobór laterański IV musiał ustanowić obowiązek przystępowania do spowiedzi i komunii świętej przynajmniej raz na rok. Częstej komunii nie przywrócił w Kościele również sobór trydencki, mimo że w dokumencie z 17 września 1562 roku udzielił jej jednoznacznego poparcia: „Święty sobór życzyłby sobie, aby wierni obecni na każdej mszy przyjmowali Komunię nie tylko duchowym pragnieniem, ale także sakramentalnym przyjęciem Eucharystii, aby dzięki temu przypadł im obfitszy owoc najświętszej Ofiary”.

Jak więc wytłumaczyć, że podjęta w 1902 roku, w dekrecie Sacra Tridentina Synodus, inicjatywa św. Piusa X przywrócenia w Kościele częstej komunii świętej okazała się skuteczna? I to skuteczna do tego stopnia, że dzisiaj do częstej komunii już w zasadzie nie trzeba wiernych zachęcać, należy raczej przypominać im, że gdyby mieli przyjmować ją byle jak lub nawet niegodnie, to słuszniej jest do Sakramentu w ogóle nie przystępować.

Niezwykle trafny wydaje się argument, w imię którego zachęcano wówczas do częstej komunii. „Komunia nie jest nagrodą za dobre życie, ale pokarmem, jakim Chrystus nas karmi, abyśmy nie ustali w drodze” – czytamy we wspomnianym dekrecie. Była to zachęta, żeby swoją cześć dla Eucharystii zacząć wyrażać w nowy, właściwszy sposób. Odbiorca został potraktowany jako człowiek głębokiej wiary, a przecież argument był skierowany do wszystkich katolików. Okazało się jednak, że perswazja wyrażona z szacunkiem oraz z pozytywną oceną tych, do których jest zwrócona (choćby nawet na wyrost), powoduje w nas niemal spontaniczną przychylność.
Do tego, że coraz więcej katolików zaczęło praktykować częstą komunię, istotnie przyczyniło się też oficjalne poparcie, jakiego Stolica Apostolska udzieliła nabożeństwu Najświętszego Serca Jezusa oraz związanej z nim „instytucji” dziewięciu pierwszych piątków. Nie bez znaczenia była również wielka praca nad kształtowaniem pogłębionego stosunku do Eucharystii, jaką przez całe lata musiał wykonać Kościół w związku ze znacznym obniżeniem wieku pierwszej komunii dzieci.

Rzeczywiście na przestrzeni XX wieku – po raz pierwszy od półtora tysiąca lat – częsta komunia święta stała się dla milionów katolików zwyczajem oczywistym. Bogu trzeba za to dziękować. Obyśmy tego zwyczaju nie zagubili, ale też obyśmy go nie zbanalizowali, przystępując do komunii tylko z nawyku, zapominając o tym, że w niej Chrystus Pan daje nam się cały i oczekuje naszej wzajemności.

Kiedy do komunii przystąpić nie wolno

Popierając serdecznie częstą komunię świętą, Kościół nigdy nie ukrywał, że są sytuacje, kiedy do komunii przystąpić nie wolno. „Jeśli ktoś ma świadomość grzechu ciężkiego, przed przyjęciem komunii powinien przystąpić do sakramentu pojednania” – przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego, 1385. Temat ten dokładniej rozwija Jan Paweł II w czwartym rozdziale swojej encykliki o Eucharystii.

O zjawisku niegodnego przystępowania do komunii mówiono na synodzie biskupów w 2005 roku: „Niektórzy przyjmują Komunię, choć nie zgadzają się z nauczaniem Kościoła i publicznie popierają zachowania niemoralne, takie jak aborcja, nie bacząc na to, że dopuszczają się poważnej nieuczciwości i są przyczyną zgorszenia. Ponadto istnieją katolicy, którzy nie rozumieją, dlaczego grzechem jest udzielanie politycznego poparcia kandydatowi, otwarcie opowiadającemu się za aborcją czy innymi poważnymi czynami przeciw życiu, sprawiedliwości i pokojowi” (Instrumentum laboris, 73).

Benedykt XVI w adhortacji apostolskiej Sacramentum caritatis (55), która stanowi poniekąd podsumowanie tamtego synodu, zwraca uwagę na jeszcze inne niepokojące zjawisko: „Nie można oczekiwać czynnego uczestnictwa w liturgii eucharystycznej, jeśli przystępuje się do niej w sposób płytki, bez stawiania sobie pytań dotyczących własnego życia”. I przestrzega Ojciec Święty przed „swojego rodzaju automatyzmem wśród wiernych, tak jakby przez sam fakt znalezienia się w kościele podczas liturgii miało się prawo albo nawet i obowiązek przystąpienia do stołu eucharystycznego”.

Aż strach przypominać starochrześcijańskie przestrogi przed komunią niegodną czy nawet świętokradzką. Przyczyniły się one bowiem w jakimś stopniu do tego, że wielu chrześcijan rezygnowało z częstej komunii świętej. Jednak o tych przestrogach pamiętać trzeba – nie po to, żeby zrezygnować z częstej komunii, ale żeby przyjmować ją godnie, tak aby ona naprawdę pogłębiała naszą więź z Jezusem.

Już w pierwszej połowie III wieku Orygenes upominał swoich słuchaczy i czytelników: „Niechaj nikt nie przychodzi na tę ucztę w brudnych szatach. Raz bowiem zostały uprane szaty twoje wówczas, gdy przystąpiłeś do łaski chrztu, oczyszczony zostałeś z wszelkiego brudu ciała i ducha. Nie czyń więc nieczystym tego, co Bóg oczyścił” (Wykład Księgi Wyjścia, 11,7).

„Niemała kara czeka tych, którzy niegodnie przystępują – ostrzegał św. Jan Złotousty pod koniec IV wieku. – Zważ, jakiej czci doznałeś, do jakiego stołu przystępujesz. Aniołowie patrząc na Niego, drżą ze strachu, nie ważą się spojrzeć bez lęku z powodu światłości od Niego bijącej, a my się Nim żywimy, jednoczymy się z Nim, stajemy się jednym ciałem” (Wykład Ewangelii Mateusza, 82,5).

Przytoczmy jeszcze upomnienie, jakie wyszło spod pióra współczesnego św. Augustynowi Jana Kasjana. Napisane tysiąc sześćset lat temu słowa czyta się tak, jakby dotyczyły nas współcześnie: „Wielu, którzy pożywają ten Pokarm z niedozwoloną zuchwałością, choruje na niemoc wiary i na słabość duszy – bo są dotknięci chorobami namiętności – i śpią snem grzechu, a z tego śmiertelnego snu nie powstają bynajmniej w zbawiennym lęku” (Rozmowy duchowe, 22,5,3).

Odważę się jeszcze przywołać tu niezwykle ostre upomnienie, jakie żyjący w tym samym czasie, tzn. na przełomie IV i V wieku, Izydor z Peluzjum przesłał niejakiemu Chajremonowi. Nie wiemy, kim był ów Chajremon ani jakich konkretnie grzechów się dopuścił, ale na pewno były to grzechy bardzo ciężkie. „Niektórzy mówią – gniewa się Izydor – że ty, choć czynisz wszy­stko, co zabronione, dodając jeszcze występki, stale wy­ciągasz ręce do boskiego sakramentu i w swej zuchwałoś­ci przyjmujesz to, czego nie godzi się tobie dotknąć. Ogarnęło mnie ogromne zdumienie nad twoją bezczelnością. Oto zasiadasz przy stołach demonów, jedząc aż do prze­sytu, a nie lękasz się zasiadać przy stole Pana” (List, 1,170).

Komunia pragnienia

Kościół serdecznie zachęca wszystkich, aby udział w ofierze mszy świętej dopełniali komunią. Jednak msza ma ogromny sens także wtedy, gdy do komunii nie przystępujemy. Pięknie pisał o tym św. Augustyn w liście, którego fragment już cytowaliśmy: „Zacheusz i setnik nie spierali się ze sobą i nie stawał jeden ponad drugiego, kiedy Zacheusz z radością przyjął Pana w swym domu, a setnik mówił: Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój. Obaj w różny i jakby przeciwstawny sposób czcili Zbawiciela. Obaj uważali się za nędznych z powodu swych grzechów i obaj doznali miłosierdzia. Jak u ludu Starego Przymierza manna w ustach smakowała każdemu odpowiednio do jego upodobania, tak samo w sercu każdego chrześcijanina smakuje ów sakrament, który pokonał świat. Bo jeden człowiek powodowany czcią nie śmie spożywać Ciała Pańskiego co dzień, a drugi też dla czci nie odważa się pominąć codziennej komunii świętej”.

Dość przypomnieć, że prawo kościelne zobowiązuje nas do udziału w coniedzielnej mszy, ale nie do coniedzielnej komunii. Przyjęcie Najświętszego Sakramentu podczas mszy – wyjaśniał w roku 1947 papież Pius XII w encyklice Mediator Dei – „jest wprost nieodzowne dla celebrującego kapłana, ale wiernym się je tylko usilnie zaleca”.

Niektórych chrześcijan – nawet jeżeli w Chrystusa Pana wierzą gorąco – Kościół nie czuje się w prawie dopuszczać do komunii. Benedykt XVI tak oto uzasadnia swoją prośbę skierowaną do chrześcijan niekatolików, ażeby będąc na mszy w kościele katolickim, do komunii nie przystępowali: „Eucharystia bowiem nie wyraża tylko naszej osobistej komunii z Jezusem Chrystusem, ale zakłada także pełną communio z Kościołem. To jest więc powodem, dla którego z bólem, ale nie bez nadziei, prosimy chrześcijan niekatolików, by zrozumieli i uszanowali nasze przekonanie, które sięga do Biblii i Tradycji. My utrzymujemy, że Komunia eucharystyczna i komunia Kościoła tak wewnętrznie nawzajem do siebie przynależą, że w zasadzie jest niemożliwe przystępowanie przez chrześcijan niekatolików do jednej bez cieszenia się z drugiej” (Sacramentum caritatis, 56).

Również katolików, którzy nauczyli się z lekkim sercem przystępować do komunii nawet w stanie grzechu śmiertelnego, trzeba prosić, ażeby raczej starali się stanąć w obliczu Jezusa w żalu za swoje grzechy i w pragnieniu przyjęcia komunii, jednak bez przyjmowania jej. Przecież w ten sposób nie zachęcamy ich do zaniechania komunii świętej, ale raczej do tego, żeby przystępowali do niej autentycznie i z gorącym sercem.

Często, ale godnie
Jacek Salij OP

urodzony 19 sierpnia 1942 r. w Budach na Wołyniu – polski prezbiter rzymskokatolicki, dominikanin, profesor nauk teologicznych, pisarz, publicysta, autor setek książek i tysięcy artykułów, przez 40 lat prowadził rubrykę...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze