Czas apokalipsy
fot. averie woodard / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Pierwszy List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Od kilku miesięcy znowu zrobiło się głośno o spodziewanym końcu świata, a to za sprawą zbieżnych terminów kilku proroctw. NASA uspokaja: „Nasza planeta istnieje już ponad 4 mld lat i wiarygodni światowi naukowcy nie widzą żadnego zagrożenia związanego z rokiem 2012”.

Księgi Starego Testamentu opisywały koniec świata jako czas ostatecznego zwycięstwa Jahwe nad Jego wrogami (Jr 46,10; Ez 30,3n; Iz 34,8; Ps 94,2). W Nowym Testamencie sam Chrystus zapowiedział swoje powtórne przyjście w chwale na końcu czasów: „Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy będą narzekać wszystkie narody ziemi; i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą. Pośle On swoich aniołów z trąbą o głosie potężnym, i zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata, od jednego krańca nieba aż do drugiego” (Mt 24,30). Pierwsi chrześcijanie co prawda wiedzieli, że „Dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy” (1 Tes 5,2), ale jednocześnie wierzyli, że ta chwila jest bliska i należy żyć perspektywą nadchodzącego spotkania, skoro sam Chrystus w objawieniu św. Jana powiedział: „Mówi Ten, który o tym zaświadczy: »Zaiste, przyjdę niebawem«” (Ap 22,20n), a św. Piotr Apostoł mówił: „Wszystkich zaś koniec jest bliski” (1 P 4,7). Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie na obszarze Palestyny modliły się słowami „Maranatha”, co znaczy „Przyjdź, Panie Jezu” – świeże jeszcze doświadczenie realnej bliskości Boga było silniejsze niż strach przed proroctwami głoszącymi zagładę całej ziemi. Owa tęsknota za Nowym Jeruzalem była tak mocna, że niektórzy ulegali pokusie uznania swojego ziemskiego życia za okres tymczasowy, a zatem czuli się zwolnieni z wykonywania codziennych obowiązków związanych z funkcjonowaniem wspólnoty. Gdy ta wieść dotarła do św. Pawła, napisał do nich: „Gdy byliśmy u was, nakazywaliśmy wam tak: Kto nie chce pracować, niech też nie je! Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli” (2 Tes 3,10–12). Komentując te słowa, Benedykt XVI mówił:

[…] oczekiwanie na paruzję Jezusa nie zwalnia od angażowania się na tym świecie, ale – przeciwnie – czyni nas odpowiedzialnymi przed boskim Sędzią za nasze postępowanie na nim. Tak więc wzrasta nasza odpowiedzialność za pracowanie „na” tym świecie i „dla” tego świata. O tym samym usłyszymy […] w Ewangelii o talentach, gdzie Pan nam mówi, że wszystkim powierzył talenty, a Sędzia zażąda rozliczenia z nich, pytając: Czy przynieśliście owoce? Tak więc oczekiwanie na powrót zakłada odpowiedzialność za ten świat1.

Wedle papieża stosunek chrześcijanina do końca świata powinny charakteryzować trzy elementy: pewność zmartwychwstania usuwająca lęk; przekonanie, że Chrystus jest z każdym z nas, które daje nadzieję i odwagę do działania; oraz – last but not least, jak widać na przykładzie pierwotnych gmin chrześcijańskich – „odpowiedzialność przed Chrystusem za świat i za braci i jednocześnie pewność Jego miło­sierdzia”, które obligują nas do naśladowania Zbawiciela i pomnażania swoich talentów2.

Dziś trudno nam uwierzyć, że pierwotny Kościół tak żarliwie nawoływał o koniec świata, bo w opowieści o Dniu Pańskim na przestrzeni wieków zaczęły przeważać makabryczne wizje z Apokalipsy św. Jana bądź proroków starotestamentalnych (które to wizje niepokojąco zaczęły nam korelować z obrazami wojen, masakr i kataklizmów oglądanymi na ekranach telewizorów czy komputerów). Pojęcia takie jak „apokalipsa”, „koniec świata”, „armageddon” stały się w kulturze masowej synonimem chaosu, rozkładu i zamętu, a chrześcijańską symbolikę paruzji – spotkania człowieka z Bogiem, które przede wszystkim opiera się na bliskości – przyćmiły proroctwa zapowiadające plagi naturalne i klęski żywiołowe.

Lewiatan, Sylwester i 2300 poranków

Choć jedynym pewnikiem są słowa Chrystusa: „Lecz o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec” (Mt 24,36), to przez 2000 lat chrześcijaństwa pojawiło się mnóstwo fałszywych proroków (w tym słynny Nostradamus), którzy ogłaszali kolejne terminy końca świata, niektóre poparte bardzo sugestywnymi obrazami.

Jedna z najwcześniejszych koncepcji łączy się z millenaryzmem – wyprowadzoną z dosłownego rozumienia Apokalipsy św. Jana 20,1–7 wiarą w tysiącletnie panowanie Chrystusa na ziemi – rozumianą na sposób monarchistyczny, z podkreśleniem ziemskiej władzy i potęgi – które zakończy się ostatecznym zwycięstwem nad szatanem. Ten pogląd w II i III wieku po Chrystusie miał poważnych zwolenników, takich jak św. Justyn Męczennik (ok. 100–165) czy św. Ireneusz z Lyonu (ok. 130–200), choć już w IV wieku, gdy chrześcijaństwo stało się religią państwową, stracił na popularności ostatecznie potępiony m.in. przez św. Augustyna.

Echem koncepcji millenarystycznych było oczekiwanie końca świata wraz z końcem pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa, czyli 31 grudnia 999 roku. Średniowiecze łączyło schyłek millenium z legendą o uwięzionym w 317 roku przez papieża Sylwestra I w lochach Lateranu smoku Lewiatanie – symbolu zła, który wedle proroctwa greckiej wieszczki Sybilli miał się uwolnić właśnie w roku 1000. Akurat wtedy przypadał pontyfikat Sylwestra II (uważanego powszechnie za czarownika z powodu jego zainteresowania matematyką i astronomią), więc ludzie z przerażeniem dopatrywali się w tym potwierdzenia słów przepowiedni. Gdy wybiła północ, a smok się nie obudził, by zniszczyć świat, wyszli wiwatować na ulice, co dało początek zwyczajowi hucznego świętowania Sylwestra (nazwanego tak właśnie od imienia papieża). Wtedy też papież po raz pierwszy miał wypowiedzieć słowa noworocznego błogosławieństwa „Urbi et orbi”.

W nie tak odległej przeszłości wyznaczenia daty końca świata podjął się amerykański kaznodzieja baptystyczny William Miller (1782-1849), który interpretując biblijną Księgę Daniela, odczytał wspomniane tam „dwa tysiące trzysta wieczorów i poranków” (Dn 8,14nn) jako 2300 lat, po których nastąpi powtórne przyjście Chrystusa. Wedle jego obliczeń paruzja powinna nastąpić 22 października 1844 roku. Ta przepowiednia wywołała w Stanach Zjednoczonych falę ożywienia religijnego, nazywanego przebudzeniem adwentowym lub ruchem drugiego adwentu – ruch tzw. millerystów zgromadził ponad 100 tys. wyznawców, wielu z nich porzuciło swoje zawody i poświęciło się głoszeniu Ewangelii. Poziom oczekiwań był tak wielki, że gdy nadszedł wyczekiwany dzień, a Mesjasz nie nastał, nastroje społeczne zdiagnozowano jako „wielkie rozczarowanie”. Część wyznawców odwróciła się od Millera, inni zaczęli szukać wyjaśnienia w Biblii, tworząc kolejne teorie interpretacyjne. Z ruchu millerystów wypączkowało wiele nowych wspólnot, Kościół Adwentystów Dnia Siódmego i świadkowie Jehowy (założeni przez Charlesa Taze Russella, amerykańskiego kupca zafascynowanego teoriami millenarystycznymi, który wyznaczył datę końca świata na rok 1914).

Co ciekawe, lęk przed schyłkiem kolejnego tysiąclecia wyraził się w dyskusji na temat tzw. pluskwy milenijnej, czyli przejścia programów komputerowych z roku 1999 na 2000. Tym razem nie baliśmy się klęsk żywiołowych i niewyjaśnionych zjawisk, ale ogólnoświatowej awarii sieci komputerowej z powodu przyjętego systemu zapisywania dat. Apokalipsa na miarę czasów?

Archiwum X i kalendarz Majów

Od kilku miesięcy o spodziewanym końcu świata znowu zrobiło się głośno, a to za sprawą zbieżnych terminów kilku proroctw. Na 21 grudnia 2012 roku zapowiadane jest spełnienie tzw. proroctwa Oriona, koniec kalendarza Majów, zderzenie z planetą Nibiru, a nawet kolonizacja Ziemi przez przybyszy z kosmosu! Żadna z tych teorii nie jest nowa, ale wraz ze zbliżającym się końcem grudnia coraz częściej pojawiają się w mediach, zostały już nawet zaklasyfikowane jako „fenomen roku 2012”.

Gwiazdozbiór Oriona to konstelacja położona w obszarze równika niebieskiego, w szerokości geograficznej Polski widoczna od października do marca. W książce Proroctwo Oriona na rok 2012 belgijski astrofizyk Patric Geryl stawia hipotezę, że przypadający wówczas szczyt aktywności Słońca wywoła zmiany w polu magnetycznym Ziemi, a te pociągną za sobą przesunięcia kontynentów, trzęsienia ziemi i tsunami. Wedle autora już Majowie i Egipcjanie zapisali, że 21 grudnia 2012 roku Wenus, Mars i Orion znajdą się w tej samej pozycji, co w 9792 roku przed Chrystusem, kiedy podobny kataklizm zatopił Atlantydę.

Z kolei zwolennicy teorii związanej z kalendarzem Majów głoszą, że skoro powyższa data jest ostatnią zapisaną w systemie tzw. Długiej Rachuby – metodzie liczenia czasu, którą stosowały ludy Mezoameryki (zamieszkujące tereny od środkowego Meksyku po Przesmyk Panamski przed nastaniem Europejczyków), skoro stanowi koniec 5125-letniego cyklu, to oznacza także przepowiednię końca świata. Hipoteza ta staje się jeszcze bardziej nośna, gdy wziąć po uwagę zbieżność tej daty z okresem przesilenia zimowego – ważnego czasu w astrologii.

Słowo Nibiru pojawia się w tekstach babilońskich jako nazwa ciała niebieskiego, poświęconego bogu Mardukowi. Dzisiejsi astronomowie utożsamiają je z Jowiszem, ale mimo to Nibiru nie przestaje inspirować kolejnych wielbicieli ufologii. Wedle książki 12 planeta Zecharii Sitchina planeta ta zamieszkana jest przez bogów-gigantów, którzy przybywszy na ziemię w poszukiwaniu złota, za pomocą inżynierii genetycznej stworzyli współczesnego człowieka jako tanią siłę roboczą do pracy w kopalniach. Zdaniem pisarza, starożytni mieszkańcy Mezopotamii wiedzieli o istnieniu dodatkowej planety, która przechodzi przez Układ Słoneczny raz na ok. 3600 lat, wywołując serię katastrof naturalnych i masowe wymieranie mieszkańców Ziemi. Kolejne przejście początkowo wyznaczono na rok 2003, a po bezpiecznym przekroczeniu tej daty na rok 2012.

W odpowiedzi na te rewelacje naukowcy z NASA na swojej oficjalnej stronie internetowej uspokajali zaniepokojonych internautów i przekonywali, że żadne naukowe dane nie dają powodów do obaw: „Nasza planeta istnieje już ponad 4 mld lat i wiarygodni światowi naukowcy nie widzą żadnego zagrożenia związanego z rokiem 2012”3.

Patrząc na dziesiątki teorii wieszczących koniec świata w 2012 roku, aktualne jak nigdy zdają się słowa św. Pawła, który stanowczo twierdził:

„W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego zgromadzenia się wokół Nie­go, prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już na­stawał dzień Pański. Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi” (2 Tes 2,1–3).

W oczekiwaniu na Nową Jerozolimę

W Ewangelii św. Marka Jezus mówi do swoich uczniów „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie” (Mk 13,35–37). Zachęca ich do czuwania, bo wie, że Królestwo jest bliskie, a pokusa lenistwa prędzej czy później dopada każdego z nas.

W ciągu 2000 lat człowiek zmienił nastawienie do paruzji o 180 stopni. O ile pierwsi chrześcijanie gorliwie i szczerze czekali na koniec świata, o tyle dziś często odsuwamy od siebie perspektywę eschatologiczną, bo jak tłumaczy ks. Henryk Paprocki:

Współczesny człowiek zadomowił się w tej rzeczywistości i jest mu w niej dobrze. Nasz świat stał się stabilny i przewidywalny. Ponieważ Jezus niewiele powiedział o tym, co nas czeka w świecie przemienionym, czujemy wobec niego niepewność. A tu jest dom, samochód, lodówka i piękna żona. Jeśli myślimy o eschatologii, to o osobistej, związanej z własną śmiercią. Eschatologia przemiany całego kosmosu nikogo nie interesuje. Bóg pozostawił człowieka w sytuacji wiary, nie zaspokajając jego potrzeb rozumowych. Rezerwa wobec eschatologii jest niebezpieczna, bo zaczynamy spychać Chrystusa na margines życia. Staje się jak piorunochron, stosowany w sytuacji zagrożenia. A Bóg chce od nas wiary, niczego więcej – chce, byśmy uwierzyli we wszystko, co objawił, łącznie z paruzją4.

Cel chrześcijańskiego oczekiwania – Nowe Jeruzalem – świetnie opisują słowa Klejnota – jednorożca zaprzyjaźnionego z ostatnim królem Narnii Tirianem w siódmej części słynnego cyklu C.S. Lewisa Opowieści z Narnii, która w bardzo wyraźny sposób nawiązuje do wizji zawartych w Apokalipsie św. Jana: „Nareszcie wróciłem do domu! To jest moja prawdziwa ojczyzna! Do niej należę. To jest kraj, za którym tęskniłem przez całe życie, chociaż nie wiedziałem o tym aż do dziś. To dlatego kochaliśmy starą Narnię, że czasami przypomina tę”5. Z myślą o takiej rzeczywistości chrześcijanie na całym świecie w codziennej modlitwie powtarzają „Przyjdź Królestwo Twoje”.

Życie oczekiwaniem na przyjście Chrystusa może być zwyczajne i niepozorne. Takie właśnie wiodą chociażby mnisi i mniszki ze Wspólnot Jerozolimskich – wspólnoty monastycznej tworzonej przez siostry i braci oraz zaprzyjaźnionych z nimi świeckich, której charyzmatem jest życie w sercu wielkich miast – bez klauzury, gospodarstwa na wsi, bez odgradzania się od zgiełku i chaosu dzisiejszych metropolii. Ich kościoły są z definicji otwarte na miasto, są szansą na pustynię w urbanistycznej dżungli. Siostry i bracia spędzają czas na modlitwie, adoracji, lekturze Pisma i – co ciekawe – na pracy zarobkowej poza swoim domem. Wspólnoty powstały w 1975 roku w Paryżu z inicjatywy duszpasterza akademickiego na Sorbonie o. Pierre’a-Marie Delfieux, który chciał utworzyć zakon odwołujący się do wczesnochrześcijańskiego ideału monastycyzmu z jego radykalnym podejściem do wspólnoty dóbr i modlitwy, a jednocześnie niezamykający się na świat. Dziś rodzina jerozolimska liczy ok. 200 członków blisko trzydziestu narodowości, którzy „Żyją w oczekiwaniu spełnienia obietnicy, jak strażnik pewny nadejścia świtu, jak oblubienica z płonącą lampą wiernie wyczekująca oblubieńca”6. Sama nazwa wspólnoty odwołuje się do miasta, które odegrało tak wielką rolę w historii zbawienia. Jerozolima to

miasto eschatologiczne, ostateczna perspektywa wszystkich naszych dróg, ku którym podążają nasze nadzieje. […] Ze wszystkich miejsc świętych, jakie spotykamy w Biblii, takich jak pustynia, góra, świątynia czy miasto – na ostatnich stronach pozostaje tylko miasto. Prawdziwe oblicze Emmanuela objawia się w końcu w Jerozolimie (por. Ap 21,3)7.

Wspólnoty Jerozolimskie podkreślają, że bardzo starają się „zachowywać szeroko otwarte serce, klimat uniwersalizmu, w którym żyjemy we wszystkich domach”, jak mówiła w rozmowie z Dorotą Szczerbą siostra Joanna, przełożona domu w Warszawie8. Ten uniwersalizm widać także w liturgii, która przywołuje słowa św. Pawła: „A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich [jest] Chrystus. Jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani – obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość” (Kol 3,11–12). W prezbiterium kościoła stoi menora, teksty liturgiczne odczytywane są w kilku językach, czytaniu Ewangelii towarzyszą siostry, które ze świecami w rękach stoją po obu stronach czytającego brata. Wymiar eschatologiczny tej liturgii objawia się także w sposób bardziej bezpośredni: w liturgii brak momentów wspólnego klękania, bo zgodnie z tradycją prawosławną niedziela to Wielki Dzień Królestwa Bożego, a postawę eschatologiczną symbolizuje pozycja stojąca; ponadto w czasie Eucharystii po podniesieniu śpiewana jest antyfona: „Duch i Oblubienica mówią: przyjdź! Niech zstąpi Twoja łaska, niech ten świat przeminie, a będziesz wszystkim we wszystkich”.

***

Niezależnie od tego, kiedy i jak nadejdzie ten wyczekiwany przez chrześcijan dzień, warto się skupić na słowach św. Piotra, który odpowiadając na wątpliwości młodego Kościoła z Azji Mniejszej, pisał: „Bądźcie więc roztropni i trzeźwi, abyście się mogli modlić. Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów” (1 P 4,7–8).

1 Benedykt XVI, Katecheza podczas środowej audiencji generalnej, 12 listopada 2008 r.
2 Tamże.
3 Zob. http://www.nasa.gov/topics/earth/features/2012.html [tłum. aut.].
4 Innego końca świata nie będzie, z ks. Henrykiem Paprockim rozmawia Maciej Müller, „Tygodnik Powszechny” 2010, nr 14.
5 C.S. Lewis, Ostatnia bitwa, cyt. za: Kiedy koniec świata?, z ks. Dariuszem Kowalczykiem rozmawia Marta Brzezińska, zob. http://www.fronda.pl/a/kiedy-koniec-swiata,16958.html.
6 P.-M. Delfieux, Źródło na pustyni miast, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2010, s. 53.
7 F. Lenoir, Nowe wspólnoty, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1993, s. 251, 263.
8 D. Szczerba, Nowe wspólnoty w Polsce, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2012, s. 23.

Czas apokalipsy
Ewa Buczek

urodzona w 1983 r. – sekretarz redakcji kwartalnika „Więź”, gdzie odpowiada za reporterski dział „Czytanie świata”; członkini Zespołu Laboratorium „Więzi”. Pod panieńskim nazwiskiem Ewa Karabin publikowała w „Więzi”, „Tyg...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze