Nie ma śląskiego słowa na oznaczenie pandemii, więc szansa na chwytliwy tytuł została tym samym zaprzepaszczona. Niemniej pozostanę w kontekście problemów wywołanych w Kościele przez COVID-19. Nie, nie będę wieszczył, jakie konsekwencje przyniesie obecny kryzys. Nie będę też dociekał, jak wyplątać teraz Boga z odpowiedzialności za ten bajzel. Temat – chyba wprost trzeba przyznać – został mi właściwie wrzucony. Albo inaczej: dałem się sprowokować.
Ale od początku. Wraz z pojawieniem się na horyzoncie perspektywy możliwych ograniczeń w bezpośrednim uczestnictwie ludzi w mszach świętych zacząłem – poczynając od swojej parafii pod lasem – przypominać tradycyjne nauczanie kościelne o przyjmowaniu sakramentu Najświętszej Eucharystii na sposób duchowy. Nauczanie mocne, bo sformułowane nie gdzie indziej jak w Dekrecie o Najświętszym Sakramencie Eucharystii Soboru Trydenckiego (1551), tym samym, który definiuje dogmatycznie np. naukę o przeistoczeniu. W tym kontekście zostałem napomniany przez jednego z moich szanownych i uczonych kolegów, że zamiast grzebać w wątpliwych rozróżnieniach scholastycznej sakramentologii, zająłbym się lepiej znalezieniem sposobu na epidemiologicznie bezpieczne udzielanie komunii sakramentalnej.
Dla jasności: nie uważam doktryny o duchowym przyjmowaniu łaski sakramentalnej za wątpliwą. Co więcej: myślę, że jest ona koniecznym w sakramentologii bezpiecznikiem, przypominającym o ab
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń