Cud
Oferta specjalna -25%

Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga

3 opinie
Wyczyść

Wszystko w tej historii pasuje jak ulał do średniowiecznych legend. Nie wiemy nawet dokładnie, kiedy się wydarzyła. Zapisy w kronikach mówią jedynie, że było to w VIII wieku. Nie znamy też imienia głównego bohatera. Nie wymienia go żaden dziejopis. Wiadomo tylko, że był bazylianinem, a więc mnichem wschodniego obrządku. Co robił we włoskiej Abruzji?

Można tylko domniemywać, że uciekł z Bizancjum na Półwysep Apeniński przed prześladowaniami ikonoklastów, które miały miejsce właśnie w tamtym stuleciu. Co myślał w chwili, gdy przytrafiło mu się najbardziej niezwykłe wydarzenie w jego życiu? Nie mamy na ten temat żadnych bezpośrednich świadectw. Najstarsza relacja autorstwa kurialnego kronikarza, pochodząca z XIV stulecia, a więc z czasów o sześć wieków późniejszych, nie wystawia tajemniczemu bazylianinowi pochlebnej oceny. W wierze miał być nie dość gorliwy, a nawet doszło do tego, że zwątpił w realną obecność Jezusa w Eucharystii. I wtedy zdarzył się cud.

Ojciec Zbigniew, franciszkanin z Polski, wiele razy się nad tym zastanawiał. Często klękał przed relikwiarzem cudu eucharystycznego w Lanciano i zadawał sobie pytanie, dlaczego tylu ludzi zwątpiło w realność przeistoczenia, a jednak nie doświadczyli niczego niezwykłego. Dlaczego tylko ów średniowieczny mnich mógł zobaczyć, jak wino w kielichu zamienia się w krew, a chleb na paterze w kawałek ciała? Często wyobraża sobie tę sytuację i rozumie, że to nie było zwykłe zwątpienie, ale zmaganie o wiarę, mistyczna „noc ciemna”, niczym walka z aniołem nad potokiem Jabbok.

On sam doświadczył mocy płynącej z małego, białego opłatka, gdy na misjach w Tanzanii prowadził procesję Bożego Ciała, ciągnąc za sobą korowód kilkuset murzyńskich dzieci. Rozpędzona ciężarówka, kierowana przez wściekłego muzułmanina, zaczęła jechać nagle prosto na niego. Murzyniątka rozpierzchły się na boki. Na drodze zostali tylko oni: muzułmanin za kierownicą pędzącego wozu i on z niesioną przez siebie monstrancją i jedną myślą: „Jezu Chryste, Ty jesteś Panem całego świata, jesteś Panem tej drogi, nie będę przecież z Tobą skakać do rowu”. Ciężarówka z piskiem opon zatrzymała się kilka centymetrów przed monstrancją.

Później poprosił znajomego policjanta, żeby zapytał siedzącego w areszcie muzułmanina, dlaczego w ostatniej chwili zahamował. Tamten odpowiedział, że nie hamował. Nie miał takiego zamiaru. Jakaś siła wcisnęła mu nogę w pedał. „Wiesz, jaka to siła?”, zapytał policjant. Wiedział.

Ojciec Zbigniew też wie. Z Afryki wygonili go nie muzułmanie, lecz choroby. Przez długi czas walczył o życie. To nie przypadek, że trafił do Lanciano, do kościoła wzniesionego na miejscu, w którym wedle wczesnochrześcijańskich przekazów stracony został legionista Longinus – ten, który miał przebić włócznią bok Jezusa. Podania mówią, że był chory na kataraktę i krew, która wytrysnęła z rany Zbawiciela na jego twarz, uzdrowiła mu oczy. To był początek nawrócenia, które doprowadziło go do męczeńskiej śmierci.

Być może obracalibyśmy się wciąż wokół średniowiecznych legend, gdyby nie badania laboratoryjne, których dokonali w 1971 roku dwaj profesorowie, specjaliści od anatomii i histopatologii: Odoardo Linoli z Arezzo i Ruggero Bertelli z Sieny. Od tamtego czasu dolna część sanktuarium w Lanciano przypomina raczej wystawę anatomopatologiczną niż ośrodek kultu. Podświetlane plansze, wykresy morfologiczne, przekroje poprzeczne, analizy histologiczne – a wszystko to z naukową precyzją dowodzące, że przechowywane od dwunastu stuleci relikwie, to prawdziwe ludzkie ciało i prawdziwa ludzka krew. Badacze nie potrafili jednak wytłumaczyć, w jaki sposób przez tak długi czas zarówno ciało, jak i krew zachowały swój niezmieniony kształt fizykochemiczny oraz nie uległy rozkładowi. Ich zdumienie budził także fakt, że wykazywały one wszelkie właściwości, odpowiadające próbkom pobranym od osoby żyjącej. Diagram krwi odpowiadał krwi pobranej z ciała ludzkiego w dniu wykonywania badania. Nie znaleziono żadnych śladów substancji konserwujących ani śladów cięć ostrym narzędziem.

W jaki więc sposób został pobrany ów kawałek ciała? Jak to się stało, że nie uległ rozkładowi? Dlaczego mimo upływu stuleci wykazuje tak niezwykłe właściwości? Okazuje się, że współczesna nauka ma tyle samo pytań bez odpowiedzi, co średniowieczne podania.

Dla ojca Zbigniewa najbardziej wymowne jest następujące zdanie naukowej ekspertyzy: „Fragment ciała jest przekrojem serca i jest to absolutnie widoczne, że mamy do czynienia z prawą i lewą komorą sercową”. Po prostu Jezus w Eucharystii daje nam to, co najcenniejsze – swoje Serce.

Cud
Grzegorz Górny

urodzony 30 marca 1969 r. – polski dziennikarz i publicysta, redaktor naczelny kwartalnika „Fronda”, publicysta i reportażysta, autor wielu artykułów. W latach 2003-2009 publikował felietony na łamach miesięcznika „W drodz...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze