Byk jako problem polityczny
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Na mocy decyzji katalońskiego parlamentu na terenie tego regionu autonomicznego od 2012 roku nie będą się odbywały korridy. Obrońcy praw zwierząt są uradowani, obrońcy tradycji wściekli. Ci pierwsi liczą na to, że pozostałe prowincje Hiszpanii pójdą śladem Katalończyków, ci drudzy wieszczą upadek hiszpańskiej cywilizacji.

Zwolennikom zakazu nie chodzi oczywiście o biedne, upokorzone byki. Ich śmierć na piaszczystej arenie może wprawdzie ranić delikatne uczucia turystów i ekologów, wbijanie w ich masywne, czarne ciała kolorowych banderilli może budzić wstręt, a ściąganie zbryzganego posoką cielska z areny przy jednoczesnych wiwatach na cześć dumnego z siebie torreadora trudno uznać za szczyt estetycznego doznania. Gdyby jednak pójść za głosem logiki, należałoby w Katalonii po prostu zakazać uboju, i to nie tylko trzody rogatej. Dlaczego z dobrodziejstw byczej prohibicji w Barcelonie miałby korzystać tylko jeden gatunek zwierząt? Dlaczego mamy się rytualnie oburzać na krwawy taniec torreadora, pozwalając jednocześnie na krwawy taniec rzeźnika?

Nie chodzi o los byków i schlebianie gustom żądnej atawistycznych wrażeń publiczności. Chodzi o politykę.

Zakaz korridy to kolejny etap wypychania Hiszpanii z Katalonii. Korrida jest krwawa, owszem, ale najważniejsze jest to, że jest hiszpańska. Im mniej Hiszpanii w Katalonii, w jej codziennym życiu, tym lepiej.

Marzenia Katalończyków o niepodległości, wspierane konkretnymi, często bezwzględnymi działaniami, powinny być we współczesnej Europie uznawane za anachronizm. Modny jest wszak „europeizm”, wspólne korzenie, wspólna kultura i historia, wspólne interesy. Jeśli Niemcy i Włosi mają być polityczną i kulturową jednością, podobnie jak Polacy i Francuzi, Słoweńcy i Brytyjczycy, to trudno doprawdy znaleźć na Starym Kontynencie narody, które miałyby bardziej wspólne korzenie i interesy niż Hiszpanie i Katalończycy. A jednak ci drudzy, od wielu lat i z coraz większym wigorem, podkreślają swoją odmienność. Wykorzystują polityczną i gospodarczą autonomię, by małymi krokami, odpowiednim naciskiem i stosownymi ustawami zbliżać się do rzeczywistej niezawisłości. W swoich staraniach znaleźli wsparcie u lewicowego premiera Jose Luisa Zapatero. Z kolei opozycyjna prawica jest przerażona wizją rozpadu Królestwa Hiszpanii, która staje się coraz bardziej realna.

Orężem w tej walce jest między innymi język. Katalończycy szczycą się (słusznie) wspaniałą literaturą. Ramon Llull, Mercè Rodoreda, Quim Monzó to postacie uznane w świecie kultury śródziemnomorskiej. W święto św. Jerzego (Diada de Sant Jordi, 23 kwietnia) Katalończycy wręczają sobie w prezencie książki. Mają wspaniałe wydawnictwa, teatry, także uliczne (m.in. znaną z poznańskiego festiwalu Malta trupę La Fura dels Baus). Ale Hiszpanie mieszkający w Katalonii coraz częściej narzekają na lingwistyczną dyskryminację. Kilka lat temu na niektórych prawicowych portalach furorę robił zapis dźwiękowy rozmowy pewnej Hiszpanki z urzędniczką departamentu edukacji rządu katalońskiego. Mieszkanka Barcelony chciała wysłać swoje dziecko do szkoły z wykładowym hiszpańskim, ale urzędniczka tłumaczyła jej długo i mozolnie, iż nie ma takiej możliwości. Dziecko ma się uczyć po katalońsku albo… po angielsku, bo można znaleźć szkołę, w której zajęcia są prowadzone wyłącznie w języku Szekspira. W języku Cervantesa – niestety nie.

Zatroskana mama nie była w stanie uwierzyć, że w jej ojczyźnie, w kraju, w którym językiem oficjalnym jest hiszpański, nie może wysłać swojej pociechy do hiszpańskiej szkoły.

Na języku się jednak nie kończy. Sport, a szczególnie piłka nożna, to kolejna broń w tej bezkrwawej wojnie o niepodległość. Zagorzałym katalońskim nacjonalistą jest m.in. Joan Laporta, do niedawna prezes najsłynniejszego klubu piłkarskiego na świecie: FC Barcelona. Dwa lata temu, gdy drużyna Hiszpanii zdobywała mistrzostwo Europy, Laporta ostentacyjnie nie złożył gratulacji piłkarzom swojego klubu, grającym w reprezentacji.

Podczas mundialu w RPA Katalończycy mogli mieć poczucie schizofrenii. Na dzień przed finałem Hiszpania – Holandia w Barcelonie odbyła się kilkusettysięczna manifestacja zwolenników niepodległości prowincji. A 24 godziny później Barcelona świętowała triumf znienawidzonego zespołu Hiszpanii, który zdobył Puchar Świata dzięki bramce… Katalończyka Andresa Iniesty. Z drugiej strony tuż po końcowym gwizdku Carles Puyol i Xavi Hernandez wybiegli na boisko z senyerą, czerwono-żółtą katalońską flagą, sugerując niedwuznacznie, w jakiej reprezentacji chcieliby zagrać jeszcze przed zakończeniem kariery.

A teraz jeszcze w tę polityczną rozgrywkę wciągnięto katalońskie byki…

Byk jako problem polityczny
Marek Magierowski

urodzony 12 lutego 1971 r. w Bystrzycy Kłodzkiej – iberysta, absolwent hispanistyki na UAM, dziennikarz prasowy, polityk i dyplomata, ambasador RP w Izraelu (25.06.2018 - 07.11.2021), ambasador RP w Stanach Zjednoczonych (od 23.11.2021r.)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze