Bogactwo bez grzechu
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Pismo święte, a zwłaszcza Ewangelia, nie jest traktatem ekonomicznym. Czytając poszczególne wypowiedzi na temat posiadania i bogaczy, nie możemy pochopnie ulegać dosłownej, jednostronnej interpretacji. Boże objawienie kieruje do nas przesłanie moralne. Przede wszystkim człowiek, zarówno bogaty, jak i ubogi, musi strzec się pychy, do której może prowadzić złe korzystanie z dóbr ziemskich.

Chrześcijanie często stawiają pytanie: jak traktować pieniądze, dobra doczesne czy bogactwo? Wedle słów Pana Jezusa droga bogacza do nieba jest szczególnie kręta i trudna. Pełno na niej niebezpieczeństw i z pewnością „łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego” (Mt 19,24). Nasz Zbawiciel niejednokrotnie poucza, by nie gromadzić sobie skarbów na ziemi, lecz w niebie (Mt 6,19– –21), nie zdobywać złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów (Mt 10,9), aby pozbyć się trosk o to, co mamy jeść i pić, i czym się przyodziać (Mt 6,25). Los posiadaczy majątków określa Chrystusowe „biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą” (Łk 6,24). „Biada” czytamy również w przypowieści o bogaczu i żebraku Łazarzu (Łk 16,19–31), a także o zamożnym rolniku (Łk 12,16–21). Z drugiej strony pochwałą cieszy się ubóstwo: „Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże” (Łk 6,20b). Wyrzeczenie się wszystkiego stanowi warunek bycia uczniem Pana Jezusa (Łk 14,33), a uzyskanie skarbów niebieskich jest uzależnione od sprzedania własnego mienia i jałmużny (Łk 12,32–34). Nikt zaś nie może służyć jednocześnie Bogu i mamonie.

Można by zatem stwierdzić, iż Ewangelie uwypuklają zło, ku któremu bogaci zmierzają i które czynią. Ideałem nakazanym przez Chrystusa Pana jest ubóstwo, życie skromne, a nawet biedne. Posiadanie majątku jest bezwartościowe, a nawet szkodliwe. Czy jednak rzeczywiście Boże objawienie wzywa nas do wyzbycia się dóbr doczesnych? Przecież w Piśmie świętym znajdujemy stale przypominane przykazanie: „Nie kradnij” (Wj 20,15; Pwt 5,19) ani nawet nie pożądaj żadnej rzeczy, czyli żadnej własności należącej do twego brata, gdyż widocznie słusznie do niego należy (Wj 20,17; Pwt 5,21). Tę naukę Starego Testamentu potwierdza także Pan Jezus, który poleca przestrzegać przykazań Bożych (Mk 10,19; Mt 5,17–20). Dla ludu Izraela bogactwo było czymś dobrym, stanowiło oznakę Bożego błogosławieństwa. Bóg obdarzał nim w nagrodę mężów sprawiedliwych, np. Salomona (1 Krl 3,13; 5,1–8; 10,14–22) i Hioba (Hi 1,1–3.9–10; 42,10–12).

Własność w dawnych czasach

Na przestrzeni wielu stuleci, jakie upłynęły od czasów, w których żył Pan Jezus, aż do XVIII wieku rozwój ekonomiczny był niewielki. Źródłem wzrostu majątku w gospodarce była głównie urodzajność przyrody i zagarnięcie cudzej własności. Stąd też niechętnie patrzono na bogactwo, które często wyrastało z ludzkiej krzywdy. Własność opierała się głównie na posiadaniu majątku, ziemi, siły niewolniczej.

Sytuacja gospodarcza, ukazana powyżej, w znacznym uproszczeniu, stanowi tło dla nauczania i praktyki Kościoła. W pierwszych wiekach po Chrystusie liczni Ojcowie Kościoła byli bliżsi utopijnym wizjom wskazującym na ideał wspólnej własności, jaka istniała, ich zdaniem, w Raju przed grzechem pierwszych rodziców. Ideał taki realizowano jednak tylko w życiu cenobitów. Z czasem Kościół hierarchiczny stał się znaczącym posiadaczem majątków i ważną częścią feudalnego systemu społeczno–gospodarczego. Umacniał powszechnie obowiązujące prawo własności prywatnej. Pojawiały się wszakże ruchy, które starały się zmienić ten wizerunek — jak choćby zakony żebracze powstałe w XIII wieku: franciszkanie i dominikanie. Kościół prawie w ogóle nie dopuszczał pożyczek na procent, które oceniano jako niegodziwą lichwę. Poważniejsze i rzetelne studia ekonomiczne były rzadkością. Warto wspomnieć jednak o pracach św. Tomasza z Akwinu (†1274), św. Antonina z Florencji (†1459) czy szkoły z Salamanki (XVI w.). Stopniowo odchodzono od traktowania pożyczek pieniężnych jako lichwy. Wiązało się to z przełomem XV i XVI wieku, który przyniósł falę ożywienia handlowego i gospodarczego, związaną z odkryciami geograficznymi i rodzącym się ruchem kolonialnym. Jednocześnie nadszedł kryzys związany z przerostem praktyk odpustowych, połączonych ze zbieraniem pieniędzy, co stało się jednym z czynników wywołujących ruch reformacyjny. Do nadejścia w XVIII wieku nowej ekonomii — opartej na wolnej wymianie handlowej, kryterium zysku, gospodarce kredytowo–pieniężnej, kapitale produkcyjnym i przedsiębiorczości — której klasykiem jest Adam Smith (†1790), niewiele zmieniło się w katolickim patrzeniu na własność i gospodarkę. Pod koniec XVIII wieku krwawy wstrząs rewolucji we Francji i rozwój nurtu liberalnego, początkowo silnie wrogiego Kościołowi i likwidującego jego majątki, zwłaszcza na kontynencie europejskim, przyniósł zasadniczą zmianę. Kościół katolicki w obliczu odmiennej sytuacji musiał walczyć o utrzymanie nadwerężonej pozycji. Próbował, choć nieskutecznie, pomóc w przywróceniu starego feudalnego systemu. Sytuował się w opozycji do rodzącego się kapitalizmu, ogromnych przemian własnościowych, prymatu burżuazji. Dopiero w ostatnich latach XIX wieku wyłoniła się ze strony papiestwa próba systematycznej oceny współczesności i odpowiedzi na palące problemy społeczne. Odtąd możemy mówić o wyraźnym nauczaniu Magisterium Kościoła na temat własności.

Nauka Kościoła w sprawie własności

Podstawę systematycznej katolickiej nauki na temat własności stanowią społeczne wypowiedzi Leona XIII. W encyklice Rerum novarum (1891) znajdujemy zdecydowaną obronę własności prywatnej przed próbami jej zniesienia przez socjalistów i komunistów. Papież odrzuca nacjonalizację dóbr, mającą rzekomo bronić pracowników przed wyzyskiem ze strony kapitalistów. Zdaniem Leona XIII, współczesny system kapitalistyczny jest niesprawiedliwy i słusznie domaga się poprawy. Jednak socjalistyczne „lekarstwo” okazuje się „gorsze od choroby”. W ocenie Papieża

ludzkość, nie dając się poruszyć przeciwnym poglądom małej grupy ludzi, a badając uważnie naturę ludzką, w jej prawie znajduje uzasadnienie podziału dóbr materialnych i podstawę prywatnej własności, którą obyczaj wieków uświęcił jako instytucję najlepiej odpowiadającą naturze ludzkiej i zgodnemu i pokojowemu pożyciu ludzi (Rerum novarum, 332–334).

Prywatny sposób posiadania dóbr głęboko odpowiada naturze ludzkiej, służy rozwojowi jednostek, rodzin, społeczności oraz ich pokojowemu współżyciu. Własność prywatna nie posiada jednak charakteru absolutnego. Kluczową prawdę stanowi zasada powszechnego przeznaczenia przez Boga ziemi i jej zasobów dla całego rodzaju ludzkiego. Dobra doczesne mają „służyć wspólnemu użytkowi wszystkich”, czyli prowadzić do utrzymania i rozwoju życia ludzi na ziemi.

Widzimy dwa zasadnicze wymiary własności. Pierwszy z nich to wymiar indywidualny, związany z rozwojem poszczególnych jednostek. Najlepiej realizuje go własność prywatna. Drugim równie ważnym zadaniem własności jest jej funkcja społeczna. Wynika ona z powszechnego przeznaczenia dóbr ziemskich i zasady dobra wspólnego, które reguluje cel istnienia wspólnoty politycznej.

Indywidualna funkcja własności prywatnej

Własność prywatna jest głęboko powiązana z ludzką naturą. Stanowi jedno z ważnych, opartych na prawie naturalnym, praw każdego człowieka, choć nie takiej samej rangi, jak na przykład niezbywalne prawa: do życia, do zachowania osobowej godności, do wolności religijnej.

Skąd bierze się własność prywatna? Przede wszystkim z dwóch podstawowych, połączonych ze sobą źródeł: pierwotnego zawłaszczenia dóbr ziemskich oraz pracy. Człowiek, któremu Bóg–Stwórca ofiarował ziemię, stopniowo opanowuje kolejne tereny i ziemskie dobra. Dzieje się tak u zarania dziejów ludzkości, a także w późniejszych czasach, na przykład podczas kolonizacji Ameryki Północnej. Sama urodzajność ziemi i jej zasoby naturalne nie są jednak wystarczające dla potrzeb ludzkich. Boży dar stworzenia domaga się zaangażowania z naszej strony.

Ziemia zaś nie wydaje owoców, jeśli ten dar Boży nie spotyka się z właściwą odpowiedzią człowieka, którą jest praca: właśnie przez pracę człowiek, korzystając ze swej inteligencji i wolności, zdolny jest panować nad ziemią i czyni z niej swe mieszkanie. W ten sposób przywłaszcza sobie część ziemi, nabywając ją właśnie poprzez pracę. Tu leży początek własności indywidualnej (Jan Paweł II, Centesimus annus, 31).

Człowiek przekształca środowisko, w którym żyje — uzyskuje nowe tereny uprawne, odnajduje surowce energetyczne: węgiel, ropę, gaz. Ludzka praca stanowi zasadniczy wkład w przedłużenie stwórczego dzieła Boga. Dzięki niej można utrzymać samego siebie, rodzinę, wspierać innych ludzi. Dawniej do rozwoju cywilizacji przyczyniała się głównie naturalna urodzajność ziemi. Dziś o bogactwie decyduje przede wszystkim praca człowieka.

Największym bogactwem jest sam człowiek, który dzięki twórczemu wykorzystaniu swojej inteligencji i solidarnym współdziałaniu z innymi, potrafi coraz doskonalej zaspokajać własne potrzeby. Wtórnie własność pochodzi z darowizny i dziedziczenia.

Tym wszystkim zadaniom służy własność prywatna, która wspiera osobowy rozwój człowieka w wielu dziedzinach. Sobór Watykański II, wpisując się w nauczanie papieży, podkreśla zalety indywidualnego posiadania dóbr takimi słowami:

Własność prywatna lub pewne dysponowanie dobrami zewnętrznymi dają każdemu przestrzeń potrzebną dla autonomii osobistej i rodzinnej, i należy je uważać za poszerzenie niejako wolności ludzkiej. Stanowią one pewne uwarunkowanie swobód obywatelskich, ponieważ pobudzają do podejmowania obowiązku i ponoszenia ciężarów (Gaudium et spes, 71).

Instytucja prywatnej własności wzmaga odpowiedzialność za posiadane dobra. Właściciel nieruchomości z reguły lepiej troszczy się o swą posiadłość niż dozorca, który zajmował się w Polsce Ludowej budynkami komunalnymi w pamiętnych czasach realnego socjalizmu. Z chęci pomnożenia własności prywatnej może płynąć inicjatywa i kreatywność człowieka, który stara się o większą efektywność, rzetelność i satysfakcję, pracując na swoim. Dzięki indywidualnej własności człowiek może spełniać także dobre uczynki, dzieląc się z potrzebującymi. Taka solidarna pomoc międzyludzka, indywidualna bądź na poziomie wspólnych inicjatyw obywatelskich (na przykład pozarządowe instytucje charytatywne), jest skuteczniejsza niż działanie zazwyczaj mało efektywnych, zbiurokratyzowanych oraz bardziej podatnych na korupcję i oszustwa struktur państwowych.

Wedle nauki Kościoła prywatne posiadanie, choć nie jest wartością absolutną, znacznie bardziej odpowiada pełnemu rozwojowi osoby niż własność wspólna. Niektórzy teologowie podkreślają, iż wspólnota dóbr dobrze funkcjonowała jedynie w Raju. Jednak po tragedii grzechu pierworodnego nie jest to już powszechnie możliwe. Skutki winy Adama i Ewy decydują o niepowodzeniu wszelkich mniej lub bardziej utopijnych prób ponownego osiągnięcia idealnego ładu na ziemi. Mądrość nauki Kościoła dobitnie potwierdza historia, ukazująca choćby fiasko systemów tzw. sprawiedliwości społecznej zmierzających do zbudowania komunistycznego „raju na ziemi”.

Musimy jednak zauważyć, że katolickie nauczanie społeczne, które tak mocno docenia prywatną własność, odbiega znacznie od modeli ideologizujących „święte” prawo własności. Kościół, który pod koniec XX wieku akceptuje wiele liberalnych instytucji ekonomicznych (np. wolnorynkową gospodarkę, pozytywną rolę zysku, nieskrępowaną inicjatywę gospodarczą i przedsiębiorczość — porównaj Centesimus annus), sprzeciwia się jakiejkolwiek absolutyzacji sfery ekonomii, skrajnemu leseferyzmowi, m.in. radykalnym koncepcjom amerykańskiego libertarianizmu. Człowiek — dzieło i obraz samego Boga — nie jest samodzielnym, niezależnym panem świata i pierwotnym właścicielem dóbr, ale jedynie, z nadania Stwórcy, ich zarządcą. Ziemia została przeznaczona nie dla nielicznych, lecz dla całego rodzaju ludzkiego.

Powszechne użytkowanie dóbr doczesnych

Drugim wymiarem własności, bardziej zasadniczym od indywidualnego, jest funkcja społeczna, podkreślająca powszechne użytkowanie dóbr ziemskich. Dostrzegliśmy już, że sama prywatna własność ma poważne implikacje społeczne, ma służyć nie tylko jednostce, ale także wspierać wspólnotę.

Jak możemy rozumieć funkcję społeczną własności? Wypływa ona z twórczego aktu Boga. On jest źródłem całej rzeczywistości, którą stworzył i nieustannie podtrzymuje w istnieniu. Bóg jest pierwotnym właścicielem i zarządcą wszelkich dóbr, które ofiarował człowiekowi. Zadaniem każdego człowieka, i wspólnym zadaniem całej rodziny ludzkiej, jest czynienie sobie ziemi poddanej, sprawiedliwe i święte panowanie nad innymi stworzeniami (Rdz 1,28–29; Mdr 9,1–3). Objawienie Boże przekazuje nam prawdę o tym, iż Stwórca ofiarował ziemię nie jakiemuś jednemu, wybranemu człowiekowi ani ograniczonej grupie osób, ale całemu rodzajowi ludzkiemu. Dar stworzenia ma służyć utrzymaniu i rozwojowi wszystkich, bez żadnego wyjątku, ludzi. Na tych prawdach Kościół opiera zasadę powszechnego przeznaczenia dóbr, która jest pierwotna i jakby wyjściowa dla prawa własności prywatnej. Płynie to stąd, że własność prywatna jest jedynie sposobem, choć najskuteczniejszym i najlepiej służącym osobowej godności człowieka, zarządzania dobrami. Natomiast ogólnym przeznaczeniem dóbr doczesnych jest służba ludziom, czyli służba dobru wspólnemu. Stąd wynika prawo do użytkowania ziemskich bogactw przez wszystkich.

W tym miejscu staje przed nami problem, w jaki sposób rozumieć wnioski płynące z powszechnego przeznaczenia dóbr. Moglibyśmy dojść do przekonania, iż ta zasada przeczy siódmemu przykazaniu i jest niezgodna z naszym głębokim poczuciem sprawiedliwości. Tak jednak nie jest, gdyż powszechne przeznaczenie dóbr nie likwiduje własności, lecz ukazuje jej cel. Każdy ludzki czyn, a więc także zarządzanie dobrami doczesnymi posiada wartość moralną. Powszechność użytkowania darami Bożymi wymaga, aby służyć dobru wspólnemu. Zatem moralnie słuszne jest tylko takie zarządzanie dobrami, które realizuje się poprzez pomoc ludziom potrzebującym. Ojcowie soborowi uczą:

Człowiek, używając dóbr [ziemskich], powinien uważać rzeczy zewnętrzne, które posiada, nie tylko za własne, ale za wspólne w tym znaczeniu, by nie tylko jemu, ale i innym przynosiły pożytek. Zresztą każdemu przysługuje prawo posiadania części dóbr, wystarczającej dla niego i dla jego rodziny. Tak sądzili Ojcowie i Doktorowie Kościoła, nauczając, że ludzie mają obowiązek wspomagania ubogich, i to nie tylko z tego, co im zbywa. Kto natomiast byłby w skrajnej potrzebie, ma prawo z cudzego majątku wziąć dla siebie rzeczy konieczne do życia (Gaudium et spes, 69).

Na własności ciąży zatem „hipoteka społeczna”. Pomoc ludziom ubogim i pokrzywdzonym nie wynika tylko z dobroduszności i altruizmu, ale stanowi poważny obowiązek moralny. Ludzie bogatsi są zobligowani do okazywania uboższym miłości czynem i prawdą, do dzielenia się swym majątkiem (1 J 3,17–18; Jk 2,14–17).

W nauce Kościoła czytamy o dawaniu jałmużny. Trzeba to rozumieć w ten sposób, iż obowiązkiem moralnym jest ofiarowanie biednym z tego, co nam zbywa, oraz danie temu, którego potrzeba jest koniecznością. Poza tymi dwoma warunkami, dawanie jałmużny jest zalecone radami, podobnie jak wszystkie inne lepsze uczynki. Z praktycznej strony warto w poszczególnych wypadkach kierować się dużą roztropnością, aby nie wspomagać rozmaitych naciągaczy. Najbardziej zaś wzruszający i częsty jest przykład osób niezbyt zamożnych, które dzielą się z innymi „wdowim groszem”.

Na koniec wyjaśnijmy jeszcze dwa pojęcia używane w katolickiej nauce społecznej. Pierwsze z nich to „potrzeba konieczna”. Oznacza ona skrajną sytuację poważnego zagrożenia życia i zdrowia danej osoby, a także tych, za których ona odpowiada. O postępowaniu w takiej sytuacji najlepiej poucza nas św. Tomasz:

Jeśliby jednak ktoś znajdował się w koniecznej potrzebie tak nagłej i oczywistej, że nie ulegałoby wątpliwości, iż należy mu natychmiast pomóc tymi środkami, które są dostępne, np. gdy jakiejś osobie zagraża niebezpieczeństwo i nie można inaczej jej dopomóc, wówczas wolno jej zaradzić tej koniecznej potrzebie przez jawne lub potajemne zabranie cudzej rzeczy. W takim wypadku nie będzie to właściwie ani kradzież, ani rabunek (Summa Theologiae, II–II, q. 66, a. 7).

Drugim pojęciem jest zasada dobra wspólnego. Dobro wspólne stanowi zasadę regulującą celowość ludzkiej społeczności. Wspólnota polityczna powinna w taki sposób harmonizować działania poszczególnych jej członków, aby móc służyć każdej osobie, rodzinie i innym mniejszym wspólnotom w jak najpełniejszym i najłatwiejszym zrealizowaniu ich własnych celów. Dlatego też na mocy służby dobru wspólnemu, ku któremu kieruje prawda o powszechnym przeznaczeniu dóbr ziemskich, można dokonać wywłaszczenia prywatnego dobra. Państwo, główny podmiot odpowiedzialny za dobro wspólne, ma na przykład prawo wykupienia ziemi w celu budowy autostrady bądź linii energetycznej. Policjant może, także w imię zachowania wspólnego dobra, tymczasowo zarekwirować samochód w celu pogoni za przestępcą. Jednakże wszelkie wywłaszczenie może zostać dokonane jedynie przez kompetentną władzę, w imię i przy zachowaniu dobra wspólnego oraz musi być odpowiednio zrekompensowane (Gaudium et spes, 71).

„Dobre jest bogactwo bez grzechu”

Własność sama w sobie cieszy się pozytywną oceną Kościoła. Chrystus naucza, iż nie to, co zewnętrzne, czyni człowieka nieczystym, lecz to, co pochodzi z serca (Mt 15,10–20). Człowiek nie może absolutyzować swego majątku, czynić zeń bożka i pogarszać przez to nieład swego wnętrza.

Pismo święte, a zwłaszcza Ewangelia, nie jest traktatem ekonomicznym. Czytając poszczególne wypowiedzi na temat posiadania i bogaczy, nie możemy pochopnie ulegać dosłownej, jednostronnej interpretacji. Boże objawienie kieruje do nas przesłanie moralne. Przede wszystkim człowiek, zarówno bogaty, jak i ubogi, musi strzec się pychy, do której może prowadzić złe korzystanie z posiadanych dóbr ziemskich. Pycha, będąca zakłamaniem relacji ludzkiej zależności od miłosiernego Boga, prowadzi do zaślepienia doczesnością. Stary Testament przestrzega: „Nie polegaj na swoich bogactwach i nie mów: «Jestem samowystarczalny»” (Syr 5,1). Pokładanie nadziei w dobrach doczesnych zamyka na sprawy duchowe (Mdr 11,24; Łk 12,15; Ap 3,17).

Pan Jezus nie potępia samego posiadania majątku, nie potępia bogaczy ani nie czyni ideału z biedy. Błogosławieństwo ubogich dotyczy przede wszystkim sfery pokory — duchowego ubóstwa (Mt 5,3). Nasz Zbawiciel wzywa do nawrócenia i zachowania w hierarchii wartości pierwszeństwa sfery duchowej. Wszelkie rewolucyjne, marksistowskie interpretacje teologów wyzwolenia wydają się głęboko sprzeczne z właściwym rozumieniem Ewangelii. Jak dawniej, w Starym Testamencie, bogactwo było widocznym znakiem Bożego błogosławieństwa, tak Nowe Przymierze wskazuje przede wszystkim na znaczenie skarbów duchowych, wiary, nadziei i miłości, które prowadzą ku synostwu Bożemu (Mt 6,19–21; Łk 18,22– –23). Choć droga ludzi bogatych do królestwa niebieskiego nie jest łatwa, to dla Boga obdarzenie ich zbawieniem jest możliwe (Łk 18,27). Ewangelia ukazuje, jak bogaci mogą wykorzystać swe obdarowanie. Pochwalona zostaje roztropność zarządzających majątkami i zdobywanie sobie dzięki nim przyjaciół (Łk 16,1–12). Pan Jezus pochwala bardzo bogatego Zacheusza, który dzieli się swym majątkiem z potrzebującymi i wynagradza wyrządzone krzywdy (Łk 19,1–10).

Widzimy, iż bogactwo może być wielkim błogosławieństwem. Dobre dysponowanie własnością: dzielenie się z potrzebującymi, troska o rozwój gospodarczy, o kulturę i naukę, o ulepszanie cywilizacji jest przywilejem i obowiązkiem człowieka dążącego za Chrystusem Panem. Już księgi mądrościowe Starego Testamentu uczą, że „to bogactwo jest dobre, które jest bez grzechu” (Syr 13,24).

Bogactwo bez grzechu
Marcin Lisak OP

urodzony w 1975 r. w Rzeszowie – dominikanin, pisarz, dziennikarz, doktor socjologii i teolog, wykładowca m.in. na Papieskim Uniwersytecie Św. Tomasza z Akwinu (Angelicum) w Rzymie, na Graduate Theological Union w Berekeley w Kalifornii oraz Instytucie św. Tomasza w Kijowie...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze