Bo Chrystus zmartwychwstał!
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Marka

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Joanna Brodniewicz: Dlaczego chrześcijanie świętują niedzielę?

Paweł Gużyński OP: Bo Chrystus Zmartwychwstał! Niedziela jest świętowaniem Zmartwychwstania, pamiątką zwycięstwa Chrystusa nad grzechem i śmiercią, radością wyzwolenia z niewoli zła. Każda niedziela jest małą Wielkanocą. Jakakolwiek rozmowa o świętowaniu musi zacząć się od ogłoszenia tej fundamentalnej prawdy wiary.

Święto ma sens tylko wtedy, gdy należy do Boga. Odebrane Bogu samo z siebie rodzi pustkę, ponieważ jego znaczenie, którym jest radość z Bożej obecności i dobroci, zostało usunięte. Jeśli nie ma Boga, każde świętowanie przypomina wesele w rozpaczy. Nie można naprawdę świętować w ramach li tylko skończoności.

Praca w niedzielę to naruszenie Bożego spoczynku, Bożego szabatu. Kościół broni świętości dnia Pańskiego, dlatego, że człowiek jest zależny od Boga. W tekstach Pisma Świętego, szczególnie w Starym Testamencie, czytamy słowa wypominające Izraelowi, że świątynia Boża jest w nieposzanowaniu. Bóg mówi do narodu wybranego: siejecie wiele, ale plon uzyskujecie lichy; przyjmujecie pokarm, ale nie macie go do sytości; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia, pracujecie, ale zbieracie do pustego mieszka. Próbujecie coś zrobić, ale zawsze wam czegoś brakuje, a dzieje się tak dlatego, że dom Pański leży w gruzach.

Nie ma w świecie niczego równego relacji pomiędzy człowiekiem i Bogiem. Człowiek w swoim życiu i istnieniu jest przyporządkowany Bogu. Jeśli o tym zapomni, zamyka się w ramach doczesności, a ta nie jest w stanie go nasycić. Pozbawia się wówczas czegoś najistotniejszego. Wypełnić może go tylko Bóg. Chodzi o to, aby w człowieku istniała przestrzeń wyłącznie dla Boga, by móc Nim się napełniać.

Dlaczego katolik nie powinien pójść w niedzielę do supermarketu? Jakie mógłby podać ojciec argumenty, by kogoś do tego przekonać? Dla wielu rodzin jest to przecież czas bycia razem, rozmów z dziećmi i współmałżonkiem, wspólnych zakupów — często w ciągu tygodnia jest to niemożliwe.

To nie są rzeczy, do których ludzi można przekonać. Od swoich początków Kościół stopniowo włączał ludzi w święte obrzędy: adepci chrześcijaństwa wysłuchiwali m.in. katechez mistagogicznych, czyli wtajemniczających. Jeśli ktoś zostanie wprowadzony w prawdy wiary na drodze inicjacji zmierzającej ku spotkaniu z Bogiem samym, nie będzie pytał, dlaczego nie ma chodzić w ten dzień do supermarketu. Będzie to dla niego oczywiste. Spotkawszy żywego Boga, nie będzie miał żadnych wątpliwości.

Jeżeli natomiast spróbujemy uzasadniać czysto racjonalnie, zawsze znajdą się argumenty i kontrargumenty, przemawiające za tym, by pójść w niedzielę na zakupy albo popracować. Człowiek, który nie zna Boga, chociaż tego potrzebuje, nie wie, dlaczego i jak ma świętować. Gdy zagubi Boga — sens celebracji — ucieka się do środków zastępczych lub wspomagających świętowanie: do alkoholu, narkotyków, seksu, okultyzmu. Kościół prawdopodobnie traci najwięcej, gdy nie podejmuje wysiłku przekazywania wiary, próbując zastąpić go różnymi formami rządu dusz, sprawowanego za cenę strachu przed ogniem piekielnym. Mało kto prowadzi wierzących do życia w bliskości Boga, dlatego chrześcijaństwo jawi się im jako system nakazów i zakazów, a nie rzeczywistość, w której żyją w komunii z Bogiem. Nie ma szans na czysto racjonalne przekonanie ludzi, bezsensowne jest straszenie tym, że pójdą do piekła, jeśli w niedzielę nie będą chodzili na Eucharystię. Trzeba wciąż podejmować wysiłek wtajemniczania — wprowadzania w głąb misteriów wiary.

Jak w takim razie można dotrzeć do katolików, którzy nie zostali odpowiednio wprowadzeni w rzeczywistość wiary i nie przeszkadza im wyjazd do supermarketu po niedzielnej Eucharystii?

Najważniejsze jest to, z czym spotykają się w Kościele. Jeżeli biorą udział w pięknej liturgii, objawiającej Boga, głoszeniu Słowa Bożego mówiącego, że nie będziesz pracował w dzień Pański, wtedy po piątym czy dziesiątym uczestnictwie w takiej Mszy świętej nie pójdą do supermarketu. Chodzi o to, by ksiądz, sprawując Eucharystię, celebrował ją in persona Christi, tzn. w sposób, w którym sam jest porwany przez świętość Boga i w nią wszystkich wprowadza.

Wiemy, że nie zawsze w Kościele spotykamy się z liturgią celebrowaną tak, by przemawiała ona do wiernych.

Wiemy. Ale to nie zmienia sytuacji. Istnieją dwie możliwości: nakaz administracyjny i straszenie ogniem piekielnym albo odwoływanie się do Słowa Bożego głoszonego podczas epifanicznie sprawowanej liturgii. Innej możliwości nie ma. Z Bogiem można obcować tylko w wolności. Żaden przymus nie ma sensu. Po prostu ktoś musi uwierzyć. Ale i zobaczyć, bo w czasie Eucharystii da się zobaczyć, choć jest to ogląd przedracjonalny, intuicja wiary, która widzi Boga objawiającego się przez znaki i symbole. To jest wiara ożywiona przez głoszone Słowo. Święty Paweł powie, że bierze się ona ze słuchania. Jeżeli ryt wtajemniczania i pobudzania wiary zastąpimy racjonalną argumentacją, zbudujemy system zwany chrześcijańskim, ale nie będzie to miało nic wspólnego ze spotkaniem żywego Boga.

Co to znaczy: „dzień święty święcić”?

Mogę powiedzieć o swoim osobistym doświadczeniu. Dla mnie jest to przede wszystkim moment sprawowania liturgii. Po niej następują, wynikające z celebracji, spotkania z ludźmi. Jest to nawiązanie do tradycji starożytnych, gdzie po Eucharystii następowała agapa. Uczta eucharystyczna przechodziła w ucztę miłości. Każde święta są dla mnie oczekiwaniem na celebrację liturgiczną, na uobecnienie Chrystusa, by On był między nami, zgromadzonymi na Mszy świętej i na agapie.

Dlaczego Msza święta powinna przechodzić w spotkanie z ludźmi?

Temu winna jest miłość. Jeżeli pozwalam Bogu nauczyć mnie miłości, jeżeli spotykam się z Chrystusem, który staje się dla mnie chlebem i mówi: „Chcę się z tobą spotkać, staję się dla ciebie pokarmem, abyś mógł Mnie spożyć”, uczę się od Chrystusa być z ludźmi. To jest oczywista konsekwencja. Jeśli jestem kochany, pragnę tę miłość zanieść dalej. Obiektem mojej miłości będą niewątpliwie ludzie, a nie najwspanialszy nawet hipermarket.

Czy nie można tej miłości wyrażać podczas rodzinnego spaceru w supermarkecie, wśród kolorowych witryn?

Nie da się. Trzeba odwołać się do spraw subtelnych, do tego, co dzieje się między osobami, a nie do wymiaru rzeczowego. Supermarket nie jest środowiskiem miłości. Nikt, idąc na pogrzeb, nie bierze pęku baloników. To jasne. Podobnie oczywiste jest, że nie świętuje się w supermarkecie, bo wokół jest pełno tandety, a nie ma rzeczy szczególnych. Święto zawsze winno się kojarzyć z czymś niezwykłym. Poprzez symbol i ryt można coś przekazać. Nasza współczesność jest smutna i tandetna, bo w imię wolności odrzuca wszelkie konwencje. A jak wyznać kobiecie miłość, jak się oświadczyć? Ubrać się odświętnie, kupić piękne kwiaty czy przyjść w waciaku i z brudną twarzą powiedzieć chamsko „bądź ze mną babo”? Potrzebny jest pewien rytuał, by wyrazić to, co naprawdę ważne. Bez niego wszystko jest ubogie. Jeżeli prześledzimy historię kultury, wszędzie znajdziemy rytuały, bez nich te szczególne momenty są ogołocone i uboższe. Supermarket w niedziele i w dzień powszedni jest taki sam. Tam nie ma miejsca na świętowanie…

Bo Chrystus zmartwychwstał!
Paweł Gużyński OP

urodzony 21 czerwca 1968 r. – dominikanin, rekolekcjonista, od lutego 2020 r. Magister Studentów i Mistrz Nowicjatu niderlandzkich kleryków-dominikanów. Pochodzi z Torunia. Z wykształcenia technik budowy dróg i mostów. W m...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze