fot. fot. ALEKSANDRA-WOLNIK

Mówili przed wyjazdem:
– Nie jedziemy, żeby uspokoić sumienia i lepiej się poczuć. Jedziemy, żeby poczuć się gorzej.

Polscy wolontariusze ze Wspólnoty Sant’Egidio pomagali uchodźcom na greckiej wyspie Lesbos. Gotowali, prowadzili stołówkę, uczyli angielskiego, zajmowali się dziećmi.

Zaraz po powrocie opowiadali:
– Uchodźcy przestali być dla nas anonimowi. Teraz to imiona, spojrzenia, opowieści.
– Czy nasi przyjaciele są bezpieczni? – martwili się kilka tygodni później, gdy obóz spłonął.

Cmentarz

Kamizelki ratunkowe. Podziurawione pontony. Zabawki. Kurtki. Radioodbiorniki. Słuchawki.

Butelki ze smoczkami.

Niektóre rzeczy wyrzuciło morze. Inne porzucili ci, którym udało się dopłynąć.

Z tureckiego wybrzeża w najwęższym miejscu to tylko cztery kilometry. Ale podróż pontonem albo chybotliwą łódką trwa kilka godzin, czasem dłużej – trzeba kluczyć, żeby ominąć posterunki straży przybrzeżnej, walczyć z niesprzyjającymi falami. Płynie się nocą.

Rzeczy, które wyrzuciło morze albo sami porzucili (na co komu na lądzie ratunkowa kamizelka), leżą na wysypisku. Przy kamienistej plaży. Cmentarz kamizelek, nazwano to miejsce.

Gdy Maciej Mróz z Sant’Egidio w Poznaniu przyszedł tutaj, miał jedno skojarzenie: przypomniały mu się walizki i buty odbierane więźniom w Auschwitz. – Wiem, że to dwa bardzo różne doświadczenia. Ale część rzeczy na Cmentarzu kamizelek też należała do ludzi, którzy zginęli.

Uchodźcy na Lesbos mają również cmentarz prawdziwy. Reporter Wojciech Tochman opisywał go kilka lat temu w „Dużym Formacie”:

„Tabliczki z białej terakoty, wbite w spaloną ziemię porośniętą zielskiem.

Agnosto Koritsi, Nieznana Dziewczynka, lat 15, nr 135, 19/11/2015. Tak zapisano jej życie i śmierć. Chcieliśmy (razem z reporterką Magdaleną Nimer) sobie ją jakoś wyobrazić. Uśmiechniętym była dzieckiem, odważnym czy bojaźliwym? Lubiła baklawę? Fantę? Haribo?”.

Tochman pisał, że miejscowi nie chcieli powiedzieć, jak tam trafić: „Żywi mętnie tłumaczyli nam drogę do umarłych, nie tędy, nie tutaj, mylili tropy albo całkiem zaprzeczali, takiego miejsca na naszej wyspie nie ma”.

Jakby się wstydzili. A może chcieli zapomnieć?

Opowieść Emmanuela

Moje największe cierpienie? Że nie mogę pracować. Mam trzydzieści lat, jestem zdrowy, silny i siedzę bezczynnie. Uciekłem z Togo, bo nie chciałem zabijać moich braci. Miałem do wyboru: walczyć przeciwko swoim albo samemu zginąć. Pytasz, gdzie jest lepiej. W Togo czy na Lesbos? Nie wiem. Tam moje życie było zagrożone. Tutaj nikomu nie jestem potrzebny.

Piekło

„Piekło na ziemi” – mówiło się o Lesbos.

Piekło było kilka kilometrów od miasta Mitylena. Nazywało się Moria. To największy w Europie obóz dla uchodźców. Zaplanowany był na trzy tysiące osób. Ostatnio koczowało w nim ponad piętnaście tysięcy. Ale zimą było dwadzieścia. Z Afganistanu, Syrii, Afryki. Jedna trzecia to dzieci.

Właściwie to obozy były dwa. Moria to ten formalny, ogrodzony płotem. Bez pozwolenia nie można było tu wejść ani stąd wyjść. Bram pilnowali greccy policjanci. Byli stanowczy.

Wokół rozpościerała się „dżungla” – tak nazywali obóz nieformalny. Kilkanaście tysięcy ludzi w szałasach z dykty, z europalet, z czarnej i niebieskiej folii, brezentu. Na przylegających do obozu górskich zboczach wycinano kolejne drzewa – trzeba było zrobić miejsce dla nowych.

Bez prądu i wody. Po jedzenie, do toalety trzeba było stać godzinami w kolejkach. Niebezpiecznie: kobiety bały się wychodzić po zmroku. Każdy znał miejsce, gdzie prostytuowali się nieletni.

Wszyscy czekali na przyznanie azylu. Procedury są długie – ciągną się miesiącami. Bywa, że miesiące przechodzą w lata. Ale bez tego Europa ich nie przyjmie.

Żeby dostać azyl, trzeba udowodnić, że było się prześladowanym we własnym kraju. – Przecież Asad nie wyda mi zaświadczenia, że mnie torturował – mówią z sarkazmem ci, którzy uciekli przed syryjskim dyktatorem. Nie wszyscy mają dokumenty.

Jeśli ktoś nie dostanie azylu, musi wrócić do Turcji. Ale nie po to uciekał od wojny, prześladowań, ryzykował niebez



Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Wykup dostęp do archiwum

  • Dostęp do ponad 7000 artykułów
  • Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
  • Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Wyczyść

Zaloguj się

… a (nie) pomogliście Mi
Stanisław Zasada

urodzony w 1961 r. – dziennikarz, reporter, absolwent polonistyki na UMK w Toruniu oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Gazetą Wyborczą”. ...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze