A co zrobimy ze zewangelizowanymi?
fot. mon aung / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Dzieje Apostolskie

0 votes
Wyczyść

Miałem właśnie zasiąść do myślenia nad kolejnym felietonem, gdy jeden z moich znajomych zamieścił w Internecie taki post: „Hmmm… «Mam nadzieję, że Polska jest wzorcem nowej ewangelizacji dla Europy» (George Weigel)”. Tym samym rozstrzygnął mój dylemat. Właściwie chętnie bym podzielił nadzieję Weigla. Ale ponieważ jestem marudą wychowaną na śląskiej prowincji, to Weigelowska deklaracja nie wzbudziła we mnie entuzjazmu. Może ktoś, kto spogląda na nas z zewnątrz, ma przesłanki ku temu, by żywić taką nadzieję. Mnie jednak od dłuższego czasu prześladuje pewna obawa. Może to tylko prowincjonalne lęki dają znać o sobie? Oby. Zatem, licząc skrycie na autoterapeutyczne skutki pisania, zamierzam się z czytelnikami podzielić moją obawą.

Obawa dotyczy treści i kształtu imprez, z którymi nowa ewangelizacja kojarzy się o tyle słusznie, że często noszą oficjalny szyld organizacyjny biur ds. nowej ewangelizacji, koordynatorów ds. nowej ewangelizacji czy wreszcie wspólnot nowej ewangelizacji. Bardziej może niż o same eventy chodzi mi o pewien stereotyp, który w polskim Kościele jeśli jeszcze się wszędzie nie zadomowił, to z wolna powstaje: nowa ewangelizacja to w istocie akcje związane z (re)ewangelizacją kerygmatyczną, mocno zaprawione „stylem charyzmatycznym” (cokolwiek to znaczy). Wiadomo, jak to jest ze stereotypami: nie oddają całej prawdy, upraszczają boleśnie i ostatecznie szkodliwie, jednak nierzadko ujmują jakiś fragment rzeczywistości.

Kerygmat – czyli podstawową opowieść o zbawieniu przyniesionym przez Chrystusa, prowadzącą do związania się z Nim jako osobistym Panem i zbawicielem – niewątpliwie trzeba głosić. To nie podlega dyskusji. Lękam się natomiast tego, że nowa ewangelizacja coraz bardziej się nam utożsamia z ewangelizacją kerygmatyczną. A w związku z tym coś istotnego może nam umknąć. Mianowicie to, że po ogłoszeniu kerygmatu i osobistej decyzji powinno nastąpić wdrożenie człowieka w życie przyjętą wiarą. A tego nie da się zrobić w eventowy sposób – potrzebna jest stabilna wspólnota, w której się dojrzewa: uczy modlitwy, życia słowem Bożym, przeżywania liturgii, moralności. Nazwijmy ten etap umownie – bo nie zamierzam się spierać ze specjalistami od tzw. teologii pastoralnej – mistagogią. Po takim etapie wzrostu – często potrzeba bowiem kilku lat, by wiara neofity okrzepła w ogniu najgorętszej próby, jaką jest szarość codzienności – mogą się pojawić pierwsze owoce: gotowość do podjęcia odpowiedzialności, służby innym (nazwijmy ten etap umownie diakonijnym).

Redukcja nowej ewangelizacji do ewangelizacji kerygmatycznej następuje zapewne także i na skutek tego, że stabilne wspólnoty – parafie – niekoniecznie są gotowe do tego, by oferować środowisko wzrostu osobom, które powróciły do wiary dzięki ewangelizacji. Często mają do zaoferowania wyłącznie tzw. tradycyjne duszpasterstwo z jego formami skrojonymi – powiedzmy pozytywnie – na okrzepłych już chrześcijan. I co? Człowiek po ewangelizacyjnym evencie trafia do swojej terytorialnej parafii, na przykład na śląskiej prowincji, przygląda się – często przez internet – jej życiu i… zwykle nie znajduje żadnej propozycji systematycznej formacji mistagogicznej, przygotowanej z myślą o tych, którzy powracają do parafii po długim nieraz okresie przeżytym obok wiary. Prawda: trochę tu pomagają różne wspólnoty. Ale przecież to parafia powinna być miejscem mistagogii, a potem też diakonijnego zaangażowania.

W optymistycznym scenariuszu osoba taka się nie zraża, ale wraca do wspólnoty ewangelizacyjnej. W ten sposób staje się wiecznym ewangelizowanym, który systematycznie musi się karmić emocjami eventów, bo nie ma gdzie albo nie umie zapuścić korzeni.

Czasem scenariusz jest inny: neofita dopuszczany jest prawie od razu po nawróceniu do posługi kerygmatycznej („bo mówi takie porywające świadectwa…”). To zaś może prowadzić do spiralnej radykalizacji wspólnot ewangelizacyjnych.

Nawet jeśli powyższy opis grzeszy trochę stereotypowością, to jedną sprawę uważam za kluczową dla powodzenia nowej ewangelizacji: budowanie w duszpasterzach i wspólnotach parafialnych świadomości, że ich zadaniem jest tworzenie środowiska do wzrostu w wierze dla tych, którzy przyjęli Ewangelię. Nie abstrakcyjnie, ale w postaci konkretnych grup formacyjnych wewnątrz (każdej!) parafii. I nie wynika to z żadnego „zarządzenia o nowej ewangelizacji”, tylko z samej istoty Kościoła.

A co zrobimy ze zewangelizowanymi?
ks. Grzegorz Strzelczyk

urodzony w 1971 r. – prezbiter archidiecezji katowickiej, doktor teologii dogmatycznej, były członek Zarządu Fundacji Świętego Józefa KEP (2020-2023)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze